Wspomnienia z X rowerowej pielgrzymki na Św. Górę Grabarkę 2023

Poniżej prezentujemy relację oraz przeżycia, które towarzyszyły tegorocznym pątnikom rowerowej pielgrzymki na Świętą Górę Grabarkę.

Zapraszamy również do obejrzenia relacji fotograficznej z tego wydarzenia.

 

 

15 sierpnia 2023 r. rano, po odsłużeniu molebna i wspólnym śniadaniu, spod cerkwi pw. Św. Sofii-Mądrości Bożej w Warszawie wyruszyła X Rowerowa Pielgrzymka na Św. Górę Grabarkę.

Opiekę duszpasterską nad 15-21-osobową grupą pielgrzymów sprawowało 2 duchownych: o. Adam Siemieniuk, oraz o. Tomasz Rubczewski. Pogoda dopisywała od pierwszego kilometra. Mimo iż temperatura momentami dochodziła do 30 st. C., pęd powietrza i częste postoje na uzupełnienie płynów niwelowały negatywne skutki upałów. Rozkład jazdy był dopasowany do możliwości wszystkich uczestników. W ślad za rowerzystami podążał bus przewożący bagaże, napoje i przekąski. Na trasie zagwarantowana była pomoc techniczna oraz obsługa medyczna. Na szczęście obyło się bez poważnych urazów.

Długie godziny jazdy na rowerze sprzyjały kontemplacji, stwarzały dogodne warunki do zadumy i modlitwy. Po drodze spotykaliśmy się z niezwykłą gościnnością ludzi, którzy częstowali nas przygotowanymi przez siebie pysznymi posiłkami. Organizatorzy zadbali również o wygodne noclegi. Nikt się nie martwił, czy w nocy nie zaskoczy nas ulewa.

Na Św. Górę Grabarkę dotarliśmy wg planu 17.08.2023 pod wieczór. Zostawiliśmy rowery i ruszyliśmy z krzyżami w kierunku cerkwi. Po obejściu świątyni dookoła udaliśmy się na miejsce, gdzie po odprawieniu dziękczynnego molebna i poświęceniu krzyży, pozostawiliśmy je wraz z naszymi troskami i intencjami na Świętej Górze. Należy podkreślić, że atmosfera w trakcie pielgrzymowania była bardzo przyjacielska. Żegnaliśmy się z rozrzewnieniem, licząc na spotkanie za rok.

 

Julita Sacharczuk

 

 

Tegoroczna pielgrzymka była dla mnie dość trudna pod kilkoma względami. Zaczęło się od tego że nie kupiłem z wyprzedzeniem biletów do Polski i cena była przerażająca, kiedyś nawet jak kupowałem miesiąc wcześniej to jakoś cena biletów mnie nie ruszała. Szukałem różnych innych możliwości, myślałem jakoś może przez Niemcy, ale się nie udało.

Na pielgrzymce zostałem zapytany czy przylatuję z Anglii tylko po to by jechać na rowerze w Pielgrzymce. No cóż, nie, nie tylko jednak w 80% po to.

Mawiają że wracamy tam gdzie nam dobrze. Ja lubię, lubiłem i raczej nic się nie zmieni. Będę jeździł dalej. Jednak w tym roku było jakoś ciężej. Słońce. Słońce naprawdę mocno grzało. Większość używała spryskiwaczy wodnych. Byłem do nich jakoś nieprzekonany. Myślałem, że to nic nie daje i dopiero ostatniego dnia spróbowałem. Chyba się starzeję, bo coraz ciężej mnie do czegoś nowego nakłonić. A tu było lekko, lżej.

Rower. Swój rower trzymam u dobrego kolegi. Kumpel wymienił kilka części i zawiózł do serwisu żeby wszystko było gotowe i w jak najlepszym stanie. No i… Serwis “z gwarancją jakości” zrobił rower tak, że ostatniego dnia tak przeskakiwało mi coś na łańcuchu, że nie dało się jechać. Dodam, że zębatki, łańcuch i dużo, serio dużo innych części było zupełnie nowe. Po prostu nie dało się jechać. Okropne uczucie. Tak lubię ten rower, tak mi się podoba jego wygląd, rozmiar. A tu nagle musiałem usiąść na jakąś damkę.

I… Całkiem dobrze się jechało. Później jednak musiałem oddać ten rower i wziąć zapasowy. Ah, ten zapas. Dopiero wtedy zrozumiałem, że czegoś nie rozumiałem. Nie wpadło mi do głowy, że to, czym się jedzie aż tak bardzo będzie oddziaływało na moje ciało.

Ostatni odcinek, przed samą św. Górą Grabarką, miałem źle ustawione siedzenie, nie zatrzymałem się jednak żeby je podnieść. Kolana dostawały za mocno. Nie wiem, coś było nie tak. Odpowiednio wybrany rower, dobrze ustawiony to podstawa. Swoboda przemieszczania się.

 

To nie jest najliczniejsza pielgrzymka w Polsce. Byłem na wielu: do Jabłecznej, Supraśla, na Grabarkę. Chodziłem dużo. Średnio lubiłem jednak jakoś ten brak mobilności, możliwości przemieszczania się z początku na koniec, z środka do przodu. To jest pewien problem, który może z wiekiem bardziej dokucza. Już tłumaczę o co mi chodzi.

Kiedy chcesz być sam ze sobą na pielgrzymce rowerowej po prostu przyspieszasz lub zwalniasz albo dojeżdżasz. Kiedy chcesz z kimś z początku czy z końca pogadać to w mgnieniu oka możesz się tam znaleźć. Kiedy oni już chcą być sami też bez tłumaczenia mogą zmienić tempo. Dzięki temu nie ma rozmów na które nie mamy ochoty. Wiem, wiem, na pieszej też można przyspieszyć, jednak na rowerze dzieje się to tak bardzo szybko. Nawet jak trzeba podjechać i powiedzieć, żeby tamci z przodu zwolnili bo coś się tam wydarzyło, a radio nie zadziałało, to w mgnieniu oka jest się z przodu. Jakoś mega mi się to podoba. Może po prostu lubię tę swobodę przemieszczania.

Kiedyś od człowieka, który uczył mnie sztuki walki, po tym jak powiedziałem, że lubię ludzi w górach, usłyszałem: „Bo w górach nie ma placków”. Cokolwiek by to nie znaczyło to uśmiechnął się tak, że zauważyłem, że w jego oczach nie byłem tym plackiem. Naprawdę dużo fajnych ludzi w schroniskach czy na szczytach poznałem, dużo fajnych wspomnień.

Pielgrzymkowy rower to dla mnie jak takie górskie buty. Inna droga, inny cel. Jednak wsiadasz i jedziesz. Jest ciężko, ale jak już dojedziesz to wiesz, że to było piękne. W tym roku też było pięknie, choć dla mnie za szybko się skończyło.

 

Jan Kiędyś

 

Zdjęcia: Aleksandra Szyc, Paweł Petelski