Relacja z XI Pielgrzymki Rowerowej na św. Górę Grabarkę

30.08.2024 r.

W dniach 15-17.08.2024 odbyła się już XI Pielgrzymka Rowerowa na św. Górę Grabarkę z Warszawy. Pielgrzymka startowała z cerkwi Hagia Sophia w Warszawie, by po drodze odwiedzić i pomodlić się w cerkwiach w Mińsku Mazowieckim, Siedlcach i Narojkach oraz zostać goszczonym przez wspaniałych ludzi. Pielgrzymka była w tym roku wyjątkowo liczna, choć warunki były ciężkie – każdego dnia towarzyszył nam niesamowity upał. W trudzie i słońcu szczęśliwie dojechaliśmy do celu na św. Górę Grabarkę, gdzie okrążyliśmy cerkiew, pokłoniliśmy się ikonom i pozostawiliśmy swoje krzyże wiezione najczęściej na plecach. Relacje z Pielgrzymki przygotowało 3 uczestników, których historie zamieściliśmy poniżej. Zachęcam do zapoznania się i wspólnego przeżycia z nami emocji i doświadczeń z Pielgrzymki.


Organizator,
Aleksandra Szyc

 

  1. Jolanta Śmiałowska

W zeszłym roku na Liturgii w lesie pod Węgrowem (na pielgrzymce pieszej) dałam słowo, że za rok pójdę na pielgrzymkę. Pójść nie poszłam – pojechałam. To była wola Boża. Bo co to mogło być innego?

W głowie kołatały się myśli “iść? A może jednak jakoś inaczej spędzić ten czas? Może z kuzynostwem?” Wahałam się, ale przecież dałam słowo! „Może jakoś wykręcę się sama przed sobą?”. Wciąż nie podjęta decyzja.

W moim rowerze strasznie skrzypiały hamulce, aż mi było wstyd nim jeździć. I nie jeździłam. Zebrałam się wreszcie i odprowadziłam go do serwisu. Zaraz po wyjściu stamtąd znikąd pojawiła się myśl: a może POJADĘ na pielgrzymkę!? Ucieszyła mnie ta myśl. Potrzebne było jeszcze towarzystwo kogoś znajomego, żeby raźniej było. Telefon do pierwszej koleżanki i jest! Jedziemy! Poczułam radość…i obawę czy jeszcze mogę się zapisać, bo było już po terminie zapisów. Moje zgłoszenie zostało przyjęte. Tak jak zwykle pakuję się w ostatniej chwili, tak tu byłam spakowana już w poniedziałek. Sama się zdziwiłam kiedy to sobie uświadomiłam. W poniedziałek na czwartek! A potem zaczęły się obawy. Czy dam radę? Przecież prawie wcale nie jeździłam. Te myśli budziły mnie w środku nocy. Ostatniej to tylko trzy godziny udało się pospać. I przyszedł dzień wyjazdu. Obawy ucichły, ich miejsce zajęło radosne wyczekiwanie na to co się wydarzy.

Pielgrzymka nie musi być czasem umartwiania i pokuty. Moja nie była, mimo, że fizycznie momentami było bardzo ciężko. Moja pielgrzymka na św. Górę Grabarkę była czasem zachwytu nad pięknym światem, który dał nam Bóg i nad ludźmi, z którymi przyszło mi pielgrzymować. I czasem refleksji.

Dziewczynka lat 11 z tatą jechała na początku naszej wstęgi pielgrzymkowej. Skąd ona brała siłę, żeby tak wytrwale pedałować?! Nasi Ojcowie, którzy z rana i po południu w majestacie duchownych prowadzili nas w modlitwie, a na trasie z ojcowską uwagą wysłuchiwali naszych zwierzeń, nie osądzali, dawali wsparcie i przez to zaufanie.

Ludzie, którzy nas gościli i suto z potrzeby serca nas karmili. I Księża z Matuszkami w Mińsku Mazowieckim i Siedlcach, i Gospodarze w Cisiach i Panie w domku nad Bugiem i w Narojkach. Wszyscy dali nam swój czas, pracę i serdeczność, gościli nas po królewsku. Wszystkim jestem ogromnie wdzięczna i pełna zachwytu.

Pielgrzymowicze. Każdy inny, każdy ze swoją historią, krzyżem i osobowością. Każdy inny, ale każdy z Boską cząstką, która powoduję, że wzajemnie się wspieraliśmy, pomagaliśmy sobie nawzajem, troszczyliśmy się jeden o drugiego. A to z kolei dawało przestrzeń do wyrzucenia swoich bolączek i niosło ulgę.

Czyż nie ma w tym ręki Boskiej?

Dotarliśmy szczęśliwie na św. Górę Grabarkę. Zostawiliśmy Bogu nasze krzyże. Ulżyło. I pójdziemy dalej. Ja z jeszcze większą wiarą, ufnością i pewnością, że zawsze On i jego Pomocnicy są przy mnie.

A bez Oli i całej Ekipy Organizatorów w ogóle by tego wszystkiego nie było, ani przeżyć związanych z  pielgrzymowaniem.

Wszystkim nisko się kłaniam i mówię wielkie DZIĘKUJĘ!

SŁAWA BOHU ZA WSIO! SŁAWA ISUSU CHRYSTU!

 

  1. Michał Naftyński

XI Pielgrzymka Rowerowa na św. Górę Grabarkę za nami. Pielgrzymka trwała 3 dni.

Pierwszy etap rozpoczął się w cerkwi Mądrości Bożej w Warszawie, a zakończył w Mińsku Mazowieckim. Jechało nas w sumie 34 osoby, co wymusiło podział na dwie grupy, aby wszystko było zgodne z przepisami i umożliwiało bezpieczne poruszanie się po drogach publicznych. Każda kolumna miała w swoim składzie dwie osoby funkcyjne ubrane w odblaskowe kamizelki i wyposażone w krótkofalówki. Osoby te jechały na początku i na końcu. Liderami byli współorganizator Paweł (który wytyczał też całą trasę oraz pomagał naprawiać rowery na postojach) oraz Piotr. Na końcu każdej z grup jechał zamykający i ta rola z tego co pamiętam przypadła Stasiowi i kolejnemu współorganizatorowi Kubie.

Pierwszym dłuższym przystankiem był obiad który odbył się w domu dyrygenta chóru Hagii Sofii a prywatnie taty głównej organizatorki pielgrzymki Oli, a również współgospodarzami była rodzina z kilku domów dalej, której historia zaczęła się właśnie na Pielgrzymce Rowerowej. Nakarmienie 34 osób to nie jest prosta sprawa. Wszystko było super smaczne i postne (babka ziemniaczana z sosem grzybowym genialna). Najedliśmy się tak bardzo, że na prośbę pielgrzymów Ola wydłużyła o 30 minut przerwę byśmy mogli dłużej poleżeć na trawie, a jedzenie mogło ułożyć się nam w żołądkach.

W Mińsku Mazowieckim zostaliśmy przyjęci w lokalnej cerkwi, a po nabożeństwie pojechaliśmy do ośrodka wypoczynkowego. Tam spożyliśmy wieczerzę, wykąpaliśmy się  i poszliśmy spać. Większość w domkach, część w namiotach. Po porannej wspólnej modlitwie zjedliśmy wspaniałe śniadanie i błogosławieni na drogę przez gospodarzy ruszyliśmy w dalszą drogę. Drugi etap poprowadził nas do Siedlec.

Po drodze zatrzymaliśmy się na posiłek. Po zjedzeniu go organizatorzy przygotowali dla pielgrzymów dyskusję panelową w której na kartkach anonimowo zadawano pytania, na które odpowiadali jadący z nami duchowni ksiądz Paweł i ksiądz Tomasz.

Późnym popołudniem dotarliśmy do Siedlec gdzie powitano nas dzwonami. Po nabożeństwie i fantastycznej obiadokolacji (kotlety rybne i pierogi z jagodami rzuciły nas na kolana) udaliśmy się do bursy szkolnej w której spędziliśmy noc. Po kąpieli część pielgrzymów spotkała się w jednym z pokoi, by naprawić przebite dętki. Tu warto zwrócić uwagę na fakt istotny, że pielgrzymi w rowerowej pielgrzymce jadą bez bagaży, a za pielgrzymką podąża samochód dostawczy w którym oprócz bagaży jadą napoje, jedzenie oraz zapasowe rowery. W sytuacji awaryjnej (np. pęknięta dętka) decyzję podejmuje prowadzący kolumny – albo wymieniamy szybko dętkę albo rower wędruje do busa i pielgrzym bierze zapasowy rower lub siada obok kierowcy. Większe naprawy dokonywane są na postoju lub na końcu etapu. Wracając do wieczornych napraw chciałem wspomnieć o rozmowie o moralności zachodniej, którą w ciekawy sposób przybliżył nam Janek, który na co dzień mieszka w Anglii, ale przylatuje już kolejny raz do Warszawy by na rowerze pielgrzymować na Grabarkę. W bursie nasi duchowni spowiadali też chętnych pielgrzymów.

Trzeci etap rozpoczął się od modlitwy w cerkwi i śniadania. Na pierwszy posiłek zatrzymaliśmy się u uroczego małżeństwa z dużym stażem tuż nad Bugiem. Głównie było na słodko (pączko-racuchy i kompot genialne). Zaraz po posiłku przeprawialiśmy się przez rzekę promem napędzanym siłą ludzkich mięśni i odpoczywaliśmy kilka minut. Niektórzy szybko wspięli się na drewnianą wieżę widokową by podziwiać Drohiczyn i panoramę Bugu.

W drodze na Grabarkę odwiedziliśmy jeszcze jedną cerkiew w miejscowości Narojki, gdzie modliliśmy się wspólnie, a nasi duchowni obficie polali nasze głowy wodą święconą. Potem w lokalnej świetlicy zjedliśmy obiad. Panie, które go przygotowały pokazały, że Podlasie kulinarnie rozwija się (rolada wytrawna zrobiła furorę). By nas przyjąć Parafianki zrezygnowały z pójścia na swoją własną pielgrzymkę. W każdym miejscu gdzie nas goszczono zostawialiśmy nasze pielgrzymkowe koszulki i krzyże na których gospodarze wpisywali imiona. Te krzyże jechały dalej z nami na Grabarkę. Część pielgrzymów wiozła na plecach własne krzyże (system mocowania przy pomocy taśm jest efektywny), a jeden główny krzyż pielgrzymkowy z imionami wszystkich pielgrzymów był wieziony na zmianę przez różne osoby. Zatrzymaliśmy się jeszcze na postój przy znaku “Grabarka”, gdzie sportowe stroje zastąpiliśmy ubiorem godnym świętego miejsca.

Wjechaliśmy pod klasztor dzwoniąc dzwonkami (mój najgłośniejszy!). Po dotarciu na miejsce zaparkowaliśmy rowery i z krzyżami oraz ze śpiewem na ustach weszliśmy na św. Górę. Okrążyliśmy ją, a potem weszliśmy do świątyni, by pokłonić się przed ikonami. Po wyjściu odmówiliśmy wspólną modlitwę i umieściliśmy przywiezione krzyże obok tych z poprzednich pielgrzymek. Pielgrzymkę zakończyliśmy podziękowaniami dla osób zasłużonych oraz uściskami. Zjedliśmy wspólny posiłek czyszcząc zapasy, a po spakowaniu rowerów do busa część poszła spać, a część pojechała do domów, bądź do rodziny.

Teraz czas na wspomnienie jeszcze kilku osób. Pierwszą będzie Joasia. Śpiewanie podczas jazdy rowerem nie jest prostą rzeczą, ale Joasia ma takie płuca, że robiła to nawet na podjazdach. W przyszłym roku ja też spróbuję śpiewać. Drugą osobą, którą wspomnę jest Rafał, który dojechał do końca mimo bólu w kolanie. Każdy wiózł na Grabarkę swoje osobiste intencje, ale dotarliśmy tam wspólnie. W naszym sukcesie mają też udział wszyscy którzy nas gościli i karmili. Niech im Bóg błogosławi. Pielgrzymka rowerowa jest super. Jedziemy w spokojnym tempie, mamy częste przerwy. Jesteśmy pod opieką osób funkcyjnych, a nawet jedzie z nami Pani doktor Julita. W tym roku było wśród nas też czworo nastolatków. Polecam wszystkim. Ja za rok znowu pojadę. Jak Bóg da.

      3. Jan Kiędyś

Sława Isusu Chrystu!

Nazywam się Janek i opowiem Wam jak dla mnie było na Pielgrzymce Rowerowej na św. Górę Grabarkę 2024!

Jak co rok zbliżał się termin pielgrzymki, jak co rok trzeba było kupić bilety do Polski żeby tam być. Myślałem.. Jechać? Byłem wiele razy. Od tej pielgrzymki zaczęło się wiele rzeczy w moim życiu, między innymi to, że w ogóle emigrowałem do UK. Teraz myślę nad powrotem, ale wiadomo, jak człowiek wyjeżdżał to w ciemno, jakoś to będzie i było. Jednak kiedy chce wrócić to już koniecznie trzeba mieć plan 🙂

Wracając jednak do samego biletu na lot do Polski. Drogie, jak kiedyś na Święta Bożego Narodzenia! Nie ma już połączeń z Birmingham (mieszkam obok, tylko London Luton).

Wiesz jak jest, jak się czasem nie potykasz o cerkiew to ciężko tam trafić 🙂 Myślałem więc, co zawdzięczam temu, że tam byłem. Emigrowałem, nauczyłem się języka i coś tam życiowo się dzięki temu udało. Więc jedź Janek, ale nie… Ostatnio kupiłem to, tamto, siamto, zaczęliśmy nowy projekt i nie wiedziałem czy będzie wszystko się kręciło beze mnie jeżeli pojadę…

Mój brat gdy kiedyś miałem podobne rozterki zapytał mnie: byłeś kiedyś na cmentarzu? Odpowiedziałem, że jasne! Co to w ogóle za pytanie? On na to: Widziałeś ile tam mogił? Każdy z nich kiedyś myślał, że bez nich świat się zatrzyma, że muszą żyć. Dziś jednak ich nie ma a świat kręci się dalej. Przypomniało mi się to i kupiłem te bilety.

Polska: Przyleciałem do Warszawy, przenocowałem w hotelu w odległości 10min od cerkwi Hagia Sophia. Rano pierwszy dzień na urlopie. Hah, tak bardzo nie chciało mi się wstawać.

Cerkiew: Zaraz po przyjeździe zorientowałem się, że było znacznie więcej rowerów niż rok temu, w cerkwi jeszcze więcej ludzi. Wow, fajnie! Prawie dwa razy więcej niż rok temu! Zawsze fajniej jak więcej ludzi 🙂

Droga: Jechaliśmy w pełnym słońcu. Jedna z przewag jaką ma pielgrzymka rowerowa nad pieszą jest to, że przemieszczamy się dość szybko a co za tym idzie słońce nie jest aż takim problemem. Dlaczego, zapytasz? Bo owiewa nas powietrze, czym szybciej jedziemy tym w zasadzie jest przyjemniej, bo to tak jakbyśmy mieli wiatrak na całe ciało 🙂

Pierwszy nocleg: Za Mińskiem Mazowieckim, to takie gospodarstwo a’la agroturystyczne, część ludzi spala w domkach inni w namiotach, tam gdzie było miejsce. Sam spałem tam już w przeróżnych miejscach ale jako że tym razem byłem tak zmęczony (pracuję fizycznie i nie pamiętam kiedy ostatnio miałem wolne), więc kiedy w tym roku pytali kto idzie spać w namiocie na ochotnika nie podniosłem ręki.

Kolejny dzień:  Droga do Siedlec. Znów powiew wiatru, ciekawi ludzie, niektóre osoby mimo wysiłku pedałowania śpiewały. Sam nie dam rady, nawet jak idę. Nigdy nie byłem jakimś tam śpiewającym bardzo. Na pielgrzymkach tyle o ile daję rady, ale tylko jak stoję albo wolno idę (wtedy to już z przerwami, bo brakuje mi tchu). Nie mam pojęcia jak oni śpiewają pedałując, nawet idąc na pielgrzymce pieszej się duszę…

Przez jakieś 1,5 roku uczyłem się gry na trąbce i nauczyciel pokazywał mi technikę wciągania powietrza w trakcie takich długich ciągłych dźwięków, gdzie cały czas trzeba dmuchać a przecież musimy to powietrze jakoś pozyskać. Może Ci śpiewający mają jakieś metody? Pytałem kiedyś brata bo on śpiewał dość dobrze. Nie potrafił mi wytłumaczyć. Nie każdy dobry w czymś będzie dobrym nauczycielem. Może nie wiedział co robi, że daje rady… Tak czy owak trochę szkoda, że nie daję rady, ale dobrze, że choć jak stoimy to coś tam pośpiewam ile umiem 🙂

Kolejny nocleg: internat. Dzięki Baciuszce z Siedlec  rok w rok mamy spanie w internacie. Bywało parę razy, że spaliśmy u niego na parafii, ale przy tej ilości ludzi z całą pewnością byłoby to utrudnione 🙂 Każdy miał łóżko a dzięki temu że mieliśmy swoje śpiwory było czym się przykryć. Ciepła przyjemna noc!

Ostatni dzień: Dołączył do nas nowy pielgrzym. Wytłumaczyłem mu, że ominie go to uczucie, to kiedy dojeżdża się i uświadamia że to już koniec długiej drogi. Ciężko opisać, co rok podobne, ale jednak lekko inne. Takie trochę smutne. To już? Łezka w oku, może nawet dwie. Krzyże, modlitwa, ostatnie spotkanie i już po pielgrzymce.

Do kolejnego roku, do zobaczenia.

Zdjęcia: Aleksandra Szyc, Michał Naftyński.